an43
246 Jej tata miał sześćdziesiąt pięć lat i niedawno przeszedł na emeryturę, odchodząc z firmy zajmującej się księgowością. Mama, nauczycielka w podstawówce, zastała emerytką rok wcześniej. Ojciec już od jakiegoś czasu przebąkiwał coś o przeniesieniu się na Florydę, gdzie miałby wreszcie spokój z odgarnianiem śniegu. Ale matka nie zamierzała opuszczać domu, w którym przeżyła czterdzieści lat, wychowawszy troje dzieci. Milla zawsze myślała o tym miejscu po prostu jako o domu. Niby nic specjalnego: ot, zwykły pięćdziesięcioletni drewniany budynek z pięterkiem, dużą werandą, spadzistym dachem i masą wspomnień gnieżdżących się w każdym pokoju. Na górze były trzy sypialnie, na dole, podczas przebudowy dokonanej w latach siedemdziesiątych, duża bawialnią została zamieniona w główną sypialnię z przyległą łazienką. Kuchnia była wystarczająco duża, by cała rodzina mogła zasiąść wokół stołu przy wspólnym posiłku. Duży pokój przypominał z kolei o wspaniałych świętach Bożego Narodzenia, gdy podniecone i rozradowane dzieci kłębiły się wokół sterty prezentów ułożonych pod przystrojoną świecidełkami choinką. W przyszłości rodzice mogą przecież zapłacić komuś za odgarnięcie śniegu z podjazdu. Milla nie wyobrażała sobie, by kiedykolwiek porzucili ten dom. Kiedyś myślała, że jej życie będzie bardzo podobne do życia matki: uczyć, no i zajmować się własną rodziną. Teraz nie mogła już nawet wyobrazić sobie tak spokojnego obrazka. Jej życie zostało rozdarte na pół, a czas „przedtem" absolutnie nie przypominał czasu an43 247 „po". Nie znosiła tej przepaści, która powstała między nią a jej rodzeństwem, ale Ross i Julia zdawali się nie rozumieć, jak bardzo życie Milli się zmieniło. Oni chcieli, by ich siostra po prostu żyła dalej, a dla niej było to absolutnie niemożliwe. Nie mogła nawet wyobrazić sobie zaprzestania poszukiwań Justina, dlatego też nie mogła wybaczyć im tak diametralnie odmiennego myślenia. Milla siedziała z matką w kuchni, plotkując beztrosko. Pani Edge kolejny raz złapała się na tym, że mówi o Rossie i Julii, i zamilkła zakłopotana. - Mamo - westchnęła Milla - nie oczekuję przecież, żebyś w ogóle o nich nie wspominała. Możesz mówić, jeśli chcesz. Ja chętnie się dowiem, jak tam dzieciaki i co w ogóle u nich słychać. - Po prostu chciałabym, żebyście się pogodzili - stropiła się pani Edge. - Tak mi przykro, że nie możecie wspólnie przyjechać do nas na święta. - Może kiedyś. Kiedy już znajdę Justina. Chociaż wątpię, żebym kiedykolwiek mogła przebaczyć im do końca te sugestie, że powinnam zapomnieć o swoim synku. - Kochanie... - oczy matki wypełniły się łzami. - Ty naprawdę wciąż myślisz, że go odnajdziesz? Jak by to miało być? Ja nie wiem... - Znajdę - odparła twardo. Bolała ją świadomość, że jej matka także się poddała; czy tylko Milla jeszcze pielęgnowała nadzieję? - Mam nowe tropy - mówiła dalej. - Tym razem konkretne. Wiem, że Justin wyleciał z Meksyku samolotem, prawdopodobnie do