Tom był jednak nieugiety, a kiedy Marla poskar¿yła sie
Aleksowi, on tylko pogłaskał japo głowie i stwierdził, ¿e widzi u niej wyrazna poprawe. Marla jednak stale czuła sie bardzo słaba i otumaniona. Cały czas własciwie spedzała w łó¿ku, wstawała tylko, by pójsc do toalety. - Martwie sie o nia- powiedziała Eugenia, kiedy przyszła zobaczyc małego. Marla chciała wziac Jamesa na rece, ale była zbyt słaba, nie mogła nawet usiasc na łó¿ku. - Nie powinnismy zadzwonic do doktora Robertsona? - Rozmawiałem ju¿ z Philem - powiedział Alex. - To normalne. - Nie wydaje mi sie. - Eugenia potrzasneła swoja starannie uczesana głowa. Marla chciała cos powiedziec, ale zamiast tego znowu prawie zasneła. - Marla jest wyczerpana, potrzebuje spokoju i odpoczynku, wiec Phil przepisał jej leki przeciwbólowe i łagodny srodek uspokajajacy, ¿eby jak najszybciej doszła do siebie. - Ale... 269 - Cicho, dajmy jej spac. - Alex wyprowadził matke z pokoju, ale Marla usłyszała jeszcze, jak mówił: - Rozmawiałem z Philem. To normalna reakcja, ale powiedział, ¿e zmieni lek przeciwbólowy na cos, co nie bedzie powodowało takiej sennosci. Była to krzepiaca mysl, ale Marli było ju¿ wszystko jedno. Wszystko przestało ja interesowac, nawet Cissy, która zobaczyła kiedys, gdy odemkneła na chwile powieki. Dziewczynka stała przy łó¿ku, zatroskana, zagryzajac dolna warge. - Mamo, ale ty wyzdrowiejesz, prawda? - Tak - powiedziała Marla, z wysiłkiem obracajac jakby spuchnietym jezykiem. - Wszystko... bedzie... dobrze... - Zamkneła oczy, czujac ju¿ przez sen, ¿e zaczyna slinic sie na poduszke. Spała kilka godzin... a mo¿e minut... a mo¿e cały dzien... zanim znowu usłyszała przy swoim łó¿ku jakis głos. Tym razem Nicka. - To nie jest normalne. Marla z trudem podniosła powieki i zobaczyła jego powa¿na twarz. Patrzył na nia z troska, zaciskajac usta i marszczac brwi. - Zabieram ja do lekarza. W pokoju był ktos jeszcze. Ten cholerny pielegniarz nagle wyszedł z cienia i znalazł sie w zasiegu jej wzroku. - Pan Cahill pozostawił mi wyrazne zalecenie, by jej nie przeszkadzac w odpoczynku - oznajmił Tom. Nick spojrzał na niego wyzywajaco. - To pech. - Wsadził pantofle Marli do kieszeni kurtki. - Opieka nad pania Cahill to mój obowiazek. - Zapamietam to sobie. - Nick pochylił sie nad łó¿kiem i delikatnie wział Marle na rece, po czym, nie zwa¿ajac na jej słabe protesty, zaniósł ja do windy. - Nie mo¿e pan tego zrobic! - krzyknał Tom. 270 - Nie? No to patrz. - Drzwi windy otworzyły sie i Nick